Koniec ery Guttenberga to nie koniec ery słowa
Nikt dokładnie nie wie, ile stron internetowych powstaje każdego dnia, ale jedno wiadomo na pewno: firma bez strony internetowej nie ma większych szans na rynku. Wiadomo też, że ponad 27% internautów jest anglojęzyczna, a stron w języku angielskim jest ponad 54%. Według badań przeprowadzonych przez British Council, ponad 20% ludzi na świecie w jakimś stopniu posługuje się językiem angielskim.
Co nam pokazują te suche liczby? Siłę słowa pisanego, które nadal jest niezbędne, by zostać zauważonym w oceanie dobrych, średnich, kiepskich i wspaniałych stron internetowych.
Która jaskółka czyni wiosnę?
Wiele polskich stron internetowych ma swoje anglojęzyczne odpowiedniki: mniej lub bardziej sprawnie i rzetelnie przetłumaczone podstrony, dzięki którym potencjalny klient zagraniczny będzie — mniej lub bardziej — wiedział o co chodzi. Z naszych doświadczeń wynika, że problemem jest właśnie to „mniej lub bardziej”.
Większość zleceń na tłumaczenia web contentu przychodzi do agencji tłumaczeniowych w formie suchych przekazów, które mają na celu przybliżenie pracy danej firmy. W rezultacie polska sieć pełna jest półprzetłumaczonych na angielski stron z polskimi odnośnikami, polskimi sloganami i nieprzetłumaczalnymi tekstami reklamowymi.
Zagraniczny klient, owszem, wie, że kupuje nasiona, ale już kompletnie nie rozumie dlaczego reklamuje je klucz jaskółek, które „czynią wiosnę”. Zaintrygowany, wchodzi na stronę „jaskółek” na Facebooku i tutaj także wita go stado szalejących ptaków otrzępujących się ze śniegu w formie nieprzetłumaczonej na angielski aplikacji konkursowej.
Badania pokazują, że 32% konsumentów daje stronie 1 do 5 sekund szansy zanim zrezygnuje z dalszego czytania. Co więcej, użytkownicy instynktownie patrzą na lewy górny róg strony, gdzie właśnie najczęściej umieszczane są slogany, wiadomości dotyczące misji firmy, etc. Gdy połączymy to z wiedzą zdobytą jeszcze w podstawówce — trudniej zapamiętać to, czego się do końca nie rozumie — szanse, że rzeczone jaskółki zdobędą serce klienta spoza naszego kręgu kulturowego są niewielkie. Nie zapominajmy też o polskich klientach, którzy — jak wynika z badań — spędzają w sieci ponad 40 dni rocznie. Warto więc zadbać o to, by teksty które czytają nie tylko były poprawne językowo, ale też zapadały w pamięć.
bee-line: na przekór bylejakości
I tutaj wkraczamy my. Oto w jaki sposób działa copywriting według bee-line:
Nie tylko tłumaczymy, ale też przekładamy strony internetowe, fan page na Facebooku i wszelki web content. Koniec z pomijaniem haseł reklamowych, koniec z dosłownym tłumaczeniem niuansów, koniec ze skierowanymi do zagranicznych klientów polskimi stronami na Facebooku.
Firmy, które dopiero zaczynają tworzenie swoich stron oraz takie, które chcą, aby materiały na ich stronach wyróżniały się na tle czysto informacyjnych, suchych komunikatów otrzymują od nas teksty (w języku polskim i angielskim) stworzone zgodnie z zasadami copywritingu, czyli trafiające do serc i umysłów potencjalnych klientów. Ponadto, zamówione u nas artykuły i slogany mogą być optymalizowane pod kątem wyszukiwarek internetowych (SEO), dzięki czemu klienci szybciej znajdą Twoją ofertę.