Powracamy po dłuższej przerwie, w czasie której bee-line jednak nie próżnował. Ostatni projekt zainspirował mnie do podzielenia się z Wami pewnymi przykładami i praktycznymi wnioskami z korekty tłumaczenia polsko-angielskiego w zakresie nazw własnych, a jak wiecie, nie jest to bułka z masłem [piece of cake].

Jak tłumaczyć nazwy własne?

Podczas tłumaczenia polsko-angielskiego często napotykamy na problem z tłumaczeniem nazw własnych, bo wiele polskich instytucji czy wydarzeń nie ma oficjalnej nazwy angielskiej. Co tłumacz może w takiej sytuacji zrobić? Może prześledzić w internecie, jaką nazwę stosuje się na najbardziej wiarygodnych stronach (znane przewodniki, artykuły w prasie zagranicznej, strona organizatora wydarzenia) lub jaka nazwa się najczęściej przewija w internecie (nazwa ogólnie przyjęta). Gdy już wybierze angielski odpowiednik lub decyduje się na utrzymanie polskiej nazwy umieszczając ją w cudzysłowie, musi się oczywiście trzymać jednej wersji do końca tłumaczenia, czyli być konsekwentnym. Na niedbałość innych tłumaczy powinien być wyczulony korektor tekstu, który musi upewnić się chociażby, czy nazwa własna nie gubi rodzajnika na przestrzeni tekstu.

Coraz więcej instytucji ma już angielską wersję strony internetowej, która powinna być pierwszym punktem odniesienia dla tłumacza. A zatem – Akademia Górniczo-Hutnicza w Krakowie nie może zostać przetłumaczona jako the Academy of Mining and Metallurgy in Kraków, skoro na stronie uczelni widnieje – o ileż przyjemniejsza – nazwa AGH University of Science and Technology.

Jakie nazwy własne nie powinny być tłumaczone? Nazwy własne, które są na tyle abstrakcyjne, że po przetłumaczeniu nie będą miały większego sensu dla czytelnika, a wręcz utrudnią mu życie, bo nigdzie indziej nie spotka się z takim tłumaczeniem. Dlatego Fabryka Trzciny to the “Fabryka Trzciny” art centre, Browar Mieszczański również pozostawiamy w wersji polskiej, ale już poznański Stary Browar można przetłumaczyć jako Poznań Old Brewery (“Stary Browar”), ponieważ obie nazwy są w użyciu.

Nazwy geograficzne w tłumaczeniach

Prawdziwe poletko kreatywności tłumaczy! Ponieważ tylko kilkanaście nazw geograficznych ma ugruntowane angielskie odpowiedniki, w pozostałych przypadkach należy kierować się logiką i być konsekwentnym. Kilka nazw funkcjonuje zarówno w pisowni polskiej i angielskiej, co nie upoważnia tłumacza do wymiennego ich stosowania (albo Tatry, albo the Tatras).

Polecamy bardzo dobrą analizę tłumaczenia polskich nazw geograficznych na język angielski autorstwa Arkadiusza Belczyka, autora „Poradnika tłumacza”.

Na koniec warto odnieść się do zasady stosowania znaków diakrytycznych (ą, ę, ć, ż, itd.), o której mówi pan Belczyk. Robiąc korektę tekstu, trzeba również zwrócić na to uwagę, czy tłumacz nie pominął tu i ówdzie polskiego znaku, co jest częstym błędem, gdy obok stoi słowo angielskie. Jednak polskie znaki są integralną częścią słowa i nawet w angielskim tekście nie powinniśmy ich usuwać. Dlatego: albo Kraków, albo Cracow, ale nigdy – Krakow.